Przejdź do treści

ŻYDZI Z NASZYCH STRON. ŚLADY.

Tekst i fotografie: Krzysztof Kubiak

 

Etnografowie / antropolodzy mogą badać ślady materialne jakiejś kultury, ale przede wszystkim zainteresowani są tym, co siedzi w ludzkich umysłach: pamięcią, przesądem, wyobrażeniem, religijnością, porządkiem dnia i porządkami pór roku, rozmaitymi horyzontami- akustycznym, wizualnym, świadomościowym. Przy próbie przybliżenia kultury żydowskiej w miasteczku, jesteśmy skazani na zmaganie się z nielicznymi śladami materialnymi oraz z relacjami świadków.

W absolutnej większości byli to Polacy, katolicy, sąsiedzi. Stąd obraz, jaki można z tego budować, jest jednostronny. Dziś mamy znikome szanse na dotarcie do nowych, choćby pochodzących z tradycji ustnej, rodzinnych relacji, nie mówiąc o przekazach osób ocalałych z holokaustu. Mimo to powinniśmy podejmować próby dotarcia do takich relacji. W wywiadach przeprowadzonych w latach 80- tych XX wieku oraz na początku lat dziewięćdziesiątych, przechowywanych w Bibliotece Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego, znajdują się materiały poświęcone pamięci głównie o soleckich Żydach, wyobrażeniach o zwyczajach żydowskich, przesądach na ich temat oraz nieliczne relacje nt. poszczególnych rodzin czy osób, również z innych miejscowości. Na temat każdego z miast Powiśla znajdziemy wcale niemało materiałów historycznych.

Jak wzmiankuje „Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i Litwy”, s. 44:
Władysław IV w potwierdzeniu przywilejów zastrzega, iżby żydom nadal, jak dotąd, nie było wolno mieszkać i nabywać domy i place (pisownia oryginalna). Według lustracji z 1654 roku, po wyliczeniu ilości domów, opisie stanu zamku, przywileju warzenia piwa, opłat dla rzeźników itp. pojawia się sformułowanie: „Żydów nie masz”(tamże s. 45).

To Jan III Sobieski w roku 1683 przyznał Żydom prawo osiedlania się w Solcu. W lustracji z 1765 r. wzmiankowany jest „żyd rzeźnik za miastem”
(tamże, s. 45). W 1787 roku, gdy Stanisław August przeprawiał się przez Wisłę w drodze do Kaniowa, przed miastem witały go cechy biciem z dział oraz, wymieniony osobno, kahał żydowski. Było wówczas w Solcu 6 domów należących do Żydów przy 324 w miasteczku. Żydzi stanowili wówczas 1,9% ogółu mieszkańców (31 osób). W 1858 roku w Solcu, spośród 2213 mieszkańców 285 osób jest wymienionych jako Żydzi (wg oryginalnego zapisu żydzi). Gmina żydowska, kahał, zostaje założona w 1889 roku. Rozpoczyna się budowa bożnicy, mykwy i chederu. W latach 60- tych XIX wieku powstaje też cmentarz żydowski, na którym w czasie prowadzonych
przez nas badań (lata 80-te XX wieku) pasano krowy i owce a zachowane były chyba dwie macewy i resztki wyłamanych dolnych fragmentów steli. W obejściach domów na ulicach w pobliżu cmentarza można było zauważyć resztki macew użyte jako uszczelnienie płotu, element ozdobny ogródka skalnego a nawet jako stopień/schodek przed drzwiami chałupy. Cmentarz był oficjalnie czynny przez ok. 100 lat; zamknięto go w 1964 roku. „W 1921 r. spis wykazał 735 Żydów, czyli 43,5% ogółu ludności. Eugeniusz Morawski wspomina: „Jak sięgam pamięcią (…) zawsze w Solcu było bardzo dużo Żydów. Wydawało się, że Polacy są tam tylko przyjezdni”. Dane z 1937 roku mówią o 830 mieszkańcach Żydach.

A oto (…) opis handlu na targu w Solcu. Żydówki kupowały:

„…od gospodyń masło, sery, jaja, młode kurczaki, stare wysłużone kury, kaczki, gęsi i inne produkty. Wydziwiały, narzekały, dmuchały w pióra i ustalały ceny. Chłopi wozili na wozach do sprzedania żyto, pszenicę, jęczmień, owies. (…) Sprzedawali również bydło, świnie, owce.
Zwierzęta na rzeź kupowali wyłącznie Żydzi. Oni trudnili się tym handlem oraz ubojem. (…) W każdym domu przy rynku był sklep. W nich uwijali się ludzie, wychodzących Żydzi zapraszali do siebie. Wszystkie sklepy z zewnątrz, od rynku były pozornie ciasne i ubogie. Większość z nich miała jednak głębokie, wieloizbowe zaplecze. Tylko lepszy klient mógł wejść do drugiej, trzeciej i dalszej izby…
”. (Wg, http://swietokrzyskisztetl.pl/asp/pl)

Te dane łatwo znaleźć w dostępnych źródłach i opracowaniach. Spotkamy tam też wykaz profesji z nazwiskami poszczególnych właścicieli
żydowskich sklepów i zakładów. Problem zaczyna się, gdy chcemy powiedzieć coś o „wnętrzu” tej społeczności. Czy mamy opisywać ją tylko z naszej perspektywy? Jak będzie wyglądać obraz nas samych z „ich” strony i czy mamy szanse do niego dotrzeć? Jakich relacji będziemy poszukiwać i jak je zinterpretujemy? Co wreszcie mają znaczyć zebrane przez nas przesądy, opowieści wierzeniowe, opisy obyczaju, itp.? Czy więcej mówią o „nich” – innych, obcych, choć żyjących w sąsiedztwie, czy o nas i naszej wizji atrybutów „innego”? Zdecydowanie więcej możemy tu dowiedzieć się o nas samych. Podczas naszych badań zbieraliśmy przecież relacje jednej strony; mieszkańców Solca i okolicznych wsi oraz nieco relacji z okolic Lipska. Chcieliśmy zapisać wierzenia, przesądy, stereotypy nie ingerując w kształt miejscowej kultury. Z perspektywy czasu zasadnym wydaje się próba odpowiedzi na takie pytania. Powinno to mieć znaczenie dla lokalnych badaczy oraz dla lokalnej społeczności. Co możemy zrobić z taką wiedzą o nas samych? Pamięć o tej przeszłości należy do pamięci „trudnej” zakończonej holokaustem. Jak wtedy zachowywali się oni a jak my? O czym dotąd milczymy? Co wypieramy z pamięci? Dlaczego pamięć „prywatna” jest tak różna od pamięci grupowej, wspólnej? Również, a może przede wszystkim, warstwa wierzeń,
powiedzonek, dowcipów, wyobrażeń o właściwościach tej grupy ma jawny lub ukryty charakter antysemicki. W jednym z monograficznych, solidnych opracowań nt. przeszłości ziemi Lipskiej pojawia się zdanie w rodzaju „Żydzi oszukiwali i wykorzystywali nędzę chłopów…” Jest to zapewne bezrefleksyjnie przytoczona opinia któregoś z rozmówców autora. Posługujmy się faktami. Opinie powinniśmy interpretować, tłumaczyć, starać się zrozumieć ich pochodzenie.

Spróbujmy przyjrzeć się pewnej legendzie by pojąć jej zamysł.

„Roku 1703 nadciągnął tu August II z znacznem wojskiem z Sasów i Polaków złożonem, i celem przeprawieni się przez Wisłę, most budować kazał.” Tu następuje opowieść o krwawej walce, trupach płynących rzeką i męstwie króla. „W trakcie tej walki następujące zdarzenie zasługuje na wzmiankę. Żyd Jankiel, faktor Bliwernicza generalnego komisarza wojsk saskich, stojąc na pokładzie mostu, którego liny obcięte zostały, wpadł w samo koryto Wisły i tonął. W tym samym czasie, Teodor Potocki biskup Warmiński i Kazimierz Łubiński biskup Chełmski, przy boku króla będący, opowiadali generałom saskim (protestantom), cudowne wskrzeszenie Pietrasza przez św. Stanisława, i wskazywali miejsce na Wiśle, którem tenże Pietrasz był przeprowadzony. Nie dowierzając temu, jeden z generałów saskich odezwał się: „A dlaczegoż teraz wasz Stanisław nie poratuje tego żyda, który pasuje się ze śmiercią w głębinach wody?” – Biskupi i panowie polscy poklęknąwszy z odkrytemi głowami, prosili św. Stanisława, aby dla ich honoru cud pokazał. Jankla nie było już widać na powierzchni, bo został falami pochłonięty; lecz po nijakim czasie dostrzeżono go wychodzącego na ląd przeciwnego brzegu. Sprowadzony przez króla, biskupów i generałów saskich, z wielkim zawstydzeniem ostatnich, a zadowoleniem pierwszych, nie wiedząc nic co się poprzednio stało, zeznał, że gdy bez przytomności już leżał na dnie rzeki, stanął przed nim jakiś biskup w kościelne ubrany szaty i rzekł: „pójdź za mną” a wziąwszy go za rękę, po dnie Wisły przeprowadził do lądu, na którym zniknął mu z oczów. Tak wybawiony od śmierci Jankiel, przyjął chrzest i imię Stanisława: potomstwo jego dotąd mieszka w Solcu.” (DWOK 20, Radomskie, s. 260)

O czym jest ta historia? Właściwie przypomina spauperyzowaną debatę teologiczną pomiędzy wyznawcami różnych religii i wyznań. Rezultatem ma być nacjonalizacja religii, a zatem pokazanie wyższości, zarówno religijnej jak i narodowej, nad innymi  wyznawcami i nacjami. Pokonanymi zostają nie tylko niedowiarkowie, innowiercy oraz wyznawcy obcej konfesji, ale siłą wyższości wiary katolickiej oraz „naocznych dowodów” Żyd, z pełnym przekonaniem dokonujący konwersji. Wychodzi zatem na nasze. „Naszość” w znaczeniu religijnym i nacjonalnym wygrywa. Jest to także opowieść o obcości wobec innych, wobec ich wiary i przynależności etniczno- narodowej. Najwięcej mówi wszakże o nas samych; znowu dowiedzionym zostało, że stoimy po właściwej stronie.

Zebrane kilkadziesiąt lat temu relacje o Żydach z Solca, nie odbiegały zasadniczo od tego, co można było usłyszeć w innych częściach
Polski. Mogliśmy natrafić na osoby kolegujące się z rówieśnikami, częste bywały opisy prac wykonywanych dla żydowskich sąsiadów, zwłaszcza wynajmowania się do rozpalania ognia podczas szabatu czy przynoszenia wody. Obrazy obcości nie są poddawane empirii. Jeśli w relacjach znajdywaliśmy informację o pochówkach Żydów w pozycji siedzącej, to wyjaśnienie tego dziwactwa odnosiło się do żydowskiej przebiegłości; „robią tak, by na Sądzie Ostatecznym prędzej wstać z grobu”, „bożeby jak Archanieł zatrębi na Sąd Ostateczny, żeby pierwsi wstali, bo ten co w trumnie, Polak czy jakiś inny, to musi się dźwigać, a on aby się podniesie i już będzie pierwszy na sądzie.”

Oto kilka przykładów wierzeń na temat żydowskich zwyczajów zanotowanych w okolicach Solca:

„Pamiętam jak chowali Żyda, żeby ktoś nawet na organce zagrał, to zaraz go rzucali na ziemię, nie nieśli go, tylko przestawali…albo jak dzwony zabiły to też go zaraz stawiali na ziemi. Nie nieśli go. A po co ten przesąd mieli to ja nie wiem. Widziałam raz jak u koleżanki byłam jak go nieśli na kirkut. Nie w trumnie w takich nosiłkach go nieśli”.

„Widziałem pogrzeb rabina, kondukt. Takie, jakieś najęte byli płaczki. Tak się darły przeraźliwie, specjalnie tak. Specjalnie je wzięli, żeby taką panikę robić, czy coś. Paskudne były jak czarownice. Jeszcze gorzej jak czarownice, nie wiem co to miało znaczyć.”

„ Na ślubie to moja żona była. Szklankę położyli i jak się ta szklanka stłukła to takiego krzyku narobili…”

„Niedługo to nie będzie trzeba zbierać o nich żadnych bajek, bo ich jest już pełno w Polsce i to samo wróci. Wracają Jewreje z powrotem do Polski. Brat mi mówił, że w Krakowie całe stajnie wykupiły.”

Były też opowieści o smaku macy i chałki; „wszystko przepyszne”. I zaraz potem można było natrafić na typową opowieść o charakterze
wierzeniowym, tzn. z uwiarygodniającymi ją szczegółami. Kropla chrześcijańskiej krwi miała tam być wykorzystywana do produkcji macy. Te krople z zamordowanej osoby były, wg opowieści, rozwożone po żydowskich gminach, w całym kraju. By taką historię uwiarygodnić podawano nazwisko dziecka/ osoby z której krew toczono, adres, zawód, okoliczności pojmania i jak doszło do ujawnienia zbrodni. Tu znowu podawano nazwiska świadków, ich profesje, adresy itd. Nie przeszkadzało to opowiedzieć jak pyszną była maca, którą częstowali ich żydowscy sąsiedzi. Pierwiastek racjonalny pojawiał się tu tylko przy opisie smaku macy.

Wieprzowiny, przede wszystkim, to nie jedli wcale, mięso jak wołowe to tylko z przodka, bo oni przodkowie byli”.

„Oni niby w Boga to wierzyli, tylko w Matkę Boską i Pana Jezusa nie wierzyli, bo jak przychodzili tacy starsi do mieszkania to mówili „niech będzie pochwalony Pan Bóg, a nie Jezus Chrystus tylko Pan Bóg.”

Fragment tekstu Herodów z naśladowaniem żydowskiej wymowy:

„Żydzie, Żydzie w Betlejem miasteczku
Leży on tam, leży on tam w żłobie na sianeczku.
Ja starego Pana Bogie jak należy umie,
Ale tego Maleńkiego wcale nie rozumie”.

A teraz dość typowa zbitka przeciwstawnych opinii w jednej wypowiedzi:

„Jak byłem w wojsku, na wojnie to oni też się bili i to dobrze się bili. Taki Polak narodowości żydowskiej. Tylko oni nie bardzo się czuli u nas dobrze, bo oni byli mądrzejsi od nas, a mimo to myśmy się czuli jako wyższa rasa, czy klasa, nie wiem jak to powiedzieć. I oni się bali nas. Oni wiedzieli, że Polacy ich nienawidzili, bo to oni byli kłamcy, oszuści i wyzyskiwacze. No im nie można było wierzyć. Mówili inaczej a robili inaczej. Aby się dało Żydowi, nabrał każdego.”

W okolicy doszło do ślubu chrześcijanina z Żydówką. W kościele. Ona się przechrzciła. Miejscowi Żydzi wyrażali swoje niezadowolenie i podobno podczas przejazdu panny młodej namawiali ją jeszcze, by zrezygnowała z chrztu. Porządku uroczystości musiała pilnować policja.
Młodzi zamieszkali w Boiskach. Podczas wojny ta rodzina, Boryczkowie, została zamordowana a sam Boryczka, jak mówiono ostrzeżony przed wizytą hitlerowców, nie chciał ratować tylko swego życia ale został z żoną i dziećmi. W lesie soleckim ukrywało się w bunkrze kilkoro Żydów, ale, jak opowiadali mieszkańcy, „śladowali” po śniegu i potem kłopoty z tego były, przyznawali się u kogo byli. W zapisanych relacjach, opinie wyrażane przez tę samą osobę mają często „rozdwojony charakter”. Bywają zarówno negatywne, a nawet pogardliwe jak i pozytywne, empatyczne i pełne zaskakującego podziwu.

Na ogół to chyba nieźle żyli ze sobą, zawsze dali takim biedniejszym zarobić, a to konia wynająć i na wieś pojechać, to jajka kupić, to drzewa narąbać i takie tam. U Żyda wszystko się kupiło, że nawet jak pieniędzy nie było to on tam sobie zapisał i potem sobie odebrał. Nie bał się, że mu tam przepadnie”.

Młode chłopaczyska to mogły dokuczać Żydom, a tak to chyba na ogół nie było źle. Jak to przed wojną było, różne hasła wypisywali takie „Precz z Żydami”, „Żydy do Palestyny”.

„Złoto to podobno mieli. Nieraz tam ktoś coś podobno znalazł, czy tam jakiś pierścionek, czy co. Ale specjalnie to chyba nie szukali…”

„Żydzi to byli egoiści, oni Polaków nie lubili. Żyd to patrzył, aby kogoś oszukać i dlatego Polacy, do dziś dnia mają taką nienawiść do nich.”

„Oni mieli taką handlową spekulację, to znaczy mieszali towar gorszy z lepszym. Niby to sprzedał taniej, opuścił cenę, ale to był towar gorszy już.”

„Handlem i rzemiosłem Żydzi się trudnili. Nawet bym powiedział, że Żydzi byli pracowici. Zamówić było coś, to Żyd na czas zrobił. Jak zrobił to zrobił, ale zrobił. I tak drogo nie brali, owszem. Żydzi stolarze byli i nawet tu w Lipsku widziałem, jak jeden miał kawał ziemi i orał. Trochę mu to nie pasowało, ale orał.”

I tutaj popularna była sybillińska przepowiednia, że Żydzi wyginą lub będą się tułać po całym świecie, gdy tylko kuropatwy znikną z pól.
Miała to być kara za ukrzyżowanie Jezusa. W opowieściach zwykle Żyd lub Żydówka pytali kogoś czy są jeszcze kuropatwy na polach, bowiem gdy ich już nie będzie, spełni się przepowiednia. Podczas wojny nie spotykało się już kuropatw. „Oni ciągle pytali, czy kuropatwy są jeszcze, czy nie? Oni ciągle mieli nadzieję, że jak kuropatwy przeżyją to oni też przeżyją. I nie było tych kuropatw, bo to była ciężka zima i te kuropatwy wyginęły.”

Przekonanie o tym, że to Żydzi ukrzyżowali Jezusa było powszechne w Solcu a kary jakie na nich spadły były wg mieszkańców oczekiwane i
sprawiedliwe. Przypominano też lokalne „rupiecie” pamięci, choćby opowieść o przygotowaniach na przyjazd do Solca Magida (może tego z Kozienic?). Gmina żydowska miała zamówiła u rybaków znad Wisły ryby na jego przyjęcie. Połów był obfity. Traktowany go jako osobliwą, niejasną przepowiednię, gdyż takie rzeczy nie zdarzały się tu wcześniej. Rybakom udało się bowiem złowić, jak opowiadano, „wieloryba”, który był tak wielki, że nie zmieścił się na wozie, a jego ogon wlókł się po ziemi.

Wyobrażenia o Żydach, będących kwintesencją „obcego”, jego cechy są na tym terenie także wyrażane za pomocą tych samych uniwersalnych figur. Język „innego” jest zatem dziwny, śmieszny, bełkotliwy, niezrozumiały podobnie jak strój. Żydów ortodoksyjnych nazywano tu „fusytami”. Wspomina się też o ich przykrym zapachu. Nie spotkaliśmy się, poza sporadycznymi relacjami, z wierzeniami, występującymi licznie gdzie indziej, o anatomicznych anomaliach Żydów. „Można ich rozpoznać, no sam nie wiem jak, ale ja Żyda rozpoznam, wiem kto to Żyd.”
Religia ich uważana była powszechnie za gorszą. Można było odnieść wrażenie, że Stary Testament to jakiś nieznany, nieuznawany przez chrześcijan, pełen przesądów tekst. Mówiono „ich Bóg” i „nasz Bóg”. Bystroń w swej „Megalomani narodowej” podaje przykład antysemickiego sentymentu ulokowanego w piosence a zapisanego w Małopolsce, choć mogłoby to się zdarzyć wszędzie w Polsce: „Biły się dwa bogi Nasz Pan Jezus żydowskiemu chciał połamać nogi”. Nie warto nawet wspominać, że w takiej sytuacji jasne wydają się być
wierzenia, że Matka Boska nie była Żydówką, „no bo jak to?”

Spotykając się z takim wierzeniowym wyposażeniem mieszkańców, byłem przygotowany na najgorsze, gdy zamierzałem pytać o czas wojny i eksterminację Żydów. W Polsce pokazano właśnie film „Shoah”. Zostałem zaskoczony stopniem empatii i współczucia. Nie znaczy to jednak, że natrafiliśmy na osoby, które z sukcesem ukrywały swych żydowskich sąsiadów podczas okupacji. Takie rzeczy były skwapliwie przemilczane w społecznościach lokalnych. W pamięci pozostała mi opowieść o zastrzeleniu Żydówki z małym dzieckiem. Gdy kobieta wyszła z getta na rynek przechodzący tamtędy hitlerowiec zastrzelił oboje. Podobne zdarzenia miały miejsce w Solcu dwukrotnie. Odważyłem się wówczas spytać, co pan wtedy czuł, jak pan się wtedy zachował. Mężczyzna, który mi to opowiadał wyrzucił z siebie kilka nieskładnych sylab i zamarł. Jego twarz wyrażała zgrozę i niewyobrażalne cierpienie. Za pomocą słów
niczego mi nie powiedział. Pamiętam tę twarz do dziś.

Opowieść kobiety z Solca:

 „Żandarmi to byli, czy wojsko niemieckie nie wiem. Otoczone było, nigdzie się ruszyć nie wolno było tym Żydom. Po coś mnie mama wysłała do sklepu i w moich oczach zastrzelili Żydówkę. Wychyliła się z takiej bramy, na mieście to było i strzelili do niej i zabili. Ja się bałam jak nie wiem co, bo dzieckiem byłam. Uciekłam zaraz i schowałam się. Widziałam potem jak ją nieśli.”

„Znam Żydów niektórych osobiście. Ci Żydzi, w czasie okupacji wiedzieli po prostu kiedy ich wywiozą, bo coraz bardziej zaciskał się ten łańcuch, pierścień. Nie wolno im było wyjść, najwyżej na chodnik, poza tym nie wolno im było się ruszać. Tyle żyli z tego, kto im przyniósł. Oczywiście trzeba było ukradkiem. Poszedłem do jednego, też znajomego i tak popatrzyłem a on wiedział, że ich wywiozą niedługo. Mówię panu, że uczucie miałem niesamowite. Wszystko w jakimś zdenerwowaniu; to jest trudno opowiedzieć to wszystko, jak oni wyglądali, jak ten człowiek, który skazany jest na karę śmierci. Jak ich była tragedia straszna. Nie mogłem tego przeżyć…bardzo mi dziwne było, że Żydzi jeszcze w takiej tragicznej chwili myśleli o przyszłości i mieli nadzieję, że może się przeżyje.”

Choć nie natrafiliśmy w Solcu na relacje osób pomagających Żydom podczas wojny, to w okolicy odnotowane zostały takie przypadki. Siostra Fernandyna Maria Wiącek z Lipska otrzymała w 1995 roku Medal „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” za ukrywanie żydowskich przyjaciół. Są też pojedyncze relacje o pomocy i zaopatrywaniu ukrywających się Żydów z Lipska. Najbardziej znana jest zbrodnia popełniona 6 grudnia 1942 roku w Ciepielowie Starym i Rekówce na 34 mieszkańcach oraz ukrywających się u nich Żydach. W Solcu opowiadano też o niemieckiej zbrodni popełnionej w poklasztornym kościele zaraz po wkroczeniu Wehrmachtu. Ślady krwi pomordowanych miały tam być widoczne wiele jeszcze lat po tym wydarzeniu.

Jak Niemcy wchodzili to spalili iluś tych Żydów w klasztorze, w tym kościele, już nie pamiętam ilu, ale gdzie ich te kości som, czy ich wynieśli gdzie tam na kierkut to nie wiem wcale”.

Mieszkańcy Solca pytani o nieobecność Żydów po wojnie wspominali o dziwnym uczuciu pustki. Mimo opinii o handlowym cwaniactwie starozakonnych opowiadali, że to Żydzi właśnie potrafili handlować. Martwili się, że teraz nie będzie komu prowadzić składów i sklepików. A wreszcie, że trzeba się będzie tego nauczyć w świecie, w którym nie będzie już Żydów. To nie może być łatwe. Bo w tym
„poprzednim” świecie tylko Żydzi potrafili robić to dobrze. „W Polsce im było bardo dobrze. Przecież tu się źle nie powodziło. Mieli złota i wszystkiego.”

Wiele relacji miało fragmentaryczny, szczątkowy charakter, rodzaj „puzla” pamięci. Ot choćby ta:

„Pamiętam też, że podczas okupacji Niemcy sprowadzali do Chotczy Żydów. Trafiali pojedynczo do niektórych domów, nie na długo, na kilka, czasem na kilkanaście dni. Były na przykład dwie młode, eleganckie Żydówki i wysoki szczupły mężczyzna, też młody. Kiedyś jak poszliśmy na Łachę, tam koło Surów, to też spotkaliśmy w jałowcach Żydówkę. Miała ranę na głowie i chciała pić. Pokazaliśmy jej gdzie jest dołek z wodą i polecieliśmy do wsi. Ale jak przynieśliśmy wodę ze studni to już jej nie było. Potem usłyszałam jak dorośli szeptali, że ona zmarła i tam gdzieś na cyplu ją pochowali.” (za: „Chotcza dawna i współczesna” ).

Być może zbieranie takich informacyjnych drobiazgów będzie kamyczkiem przyczyniającym się do powstanie jakiejś pamięci bardziej wspólnej, wykraczającej poza wspomnienia poszczególnych osób. Opowiedziano mi też o powrocie Żyda z Solca, któremu udało się przeżyć. Rozejrzał się po miasteczku i postanowił odzyskać trochę swoich przedmiotów. Zamordował go jego dobry znajomy, kiedyś może i przyjaciel. Wiedzieli o tym wszyscy. Nikt nie mówił o tym głośno. Podczas naszych badań sprawca zbrodni jeszcze żył. Nie miałem odwagi by do niego pójść i zadać mu pytanie… Pamięć o tym wydarzeniu była wyraźnie „rozdwojona”; istniało tu coś na kształt zmowy milczenia. Wiedza o tym wydarzeniu nie wychodziła poza wąski krąg mieszkańców miejscowości. Mimo to historię tę znali wszyscy. Widoczna była różnica pomiędzy pamięcią prywatną, doświadczeniem osobistym a tym, co komunikowane było (lub nie) w sferze publicznej.

„Pamiętam że wrócił jeden, to było zaraz chyba po wojnie, w pierwszym roku. I tam w tym domu, co on mieszkał, to mieszkali już Polacy właśnie i w tym domu akurat było wesele. Żenił się mojej koleżanki, nawet brat się żenił, i w tym domu właśnie skąd ten Żyd pochodził i tam go zaprosili na to wesele, i potem w nocy milicja, milicja chyba była, i zabrała go i, tego, zabili go. A to było w sierpniu. I akurat naprzeciw nas, to słyszałam strzały jak go zabił, i słyszałam jak ten Żyd się prosił: Panie Komandancie, Panie Komandancie,coś tam tak mówił, a ten błysk, i strzał słyszałam, ale to było w nocy, ciemno było, myśmy były same kobiety tośmy się bały przecież, to jak to było i co to było nie wiem, ale potem tu wynieśli w te doły, to ludzie go widzieli jak był w tych dołach, w tej wodzie. Doły nazywają to. Tam był ten Żyd utopiony”. „Ten komendant później 12 lat siedział za tego Żyda.”

Usłyszeliśmy też historię o człowieku, który doniósł na ubogiego Żyda, który ukradł dla głodującej rodziny kilka buraków. Po śmierci całej żydowskiej rodziny, o człowieku, który ich oskarżył donosząc na policję, mówiono, że zamienił buraki na śmierć Żyda.

Wg relacji naszych rozmówców do zbrodni na Polakach wyznania mojżeszowego dochodziło w wielu miejscach Solca tuż przed wywózką. W miasteczku zastrzelono znacznie więcej osób niż, wzmiankowane w lokalnych opracowaniach historycznych, dwie osoby w rynku i jego pobliżu. Problem ten zasługuje na wnikliwe badanie i upamiętnienie. Dość zdawkowo relacjonowano nam również transport soleckich Żydów do Tarłowa. Przewożono ich furmankami. Prawdopodobnie wiele osób zginęło po drodze. Wśród ofiar wymieniano niemowlę, które wypadło z wozu i zostało rozjechane na miazgę przez kolejne, pędzące furmanki. Szczątki dziecka pochowały przy drodze dwie kobiety z Solca.

W pewnym momencie dotarliśmy do „Księgi – Duplikatu aktów urodzenia, zaślubów i zgonów dla wyznań niechrześcijańskich Urzędnika Stanu Cywilnego z gminy Solec z 1940”. Były tam odręcznie napisane dane. Imiona i nazwiska. Podpisy osób. Fragment rozpoczynający każdy wpis:

Działo się w osadzie Solec dnia dwudziestego pierwszego lutego tysiąc dziewięćset czterdziestego roku, o godzinie osiemnastej stawili się świadkowie Moszek Holeman kupiec, trzydzieści dwa lata i Chaima Rochbauma kupiec, trzydzieści cztery lat liczącego obydwaj w Solcu zamieszkali i oświadczyli nam że w Solcu w dniu dzisiejszym o godzinie dwunastej zawarli religijny związek małżeński Abram Hauswert kawaler, kupiec, trzydzieści lat liczący, urodzony w Solcu i tu zamieszkały, wyznania mojżeszowego syn Lewka-Joska I Chiny urodzonej Gotlib małżonków Hawwert i niezamężna Chana Lejtman trzydzieści jeden lat licząca, urodzona w osadzie Solec i tu zamieszkała, wyznania mojżeszowego, córka Szmula i Rywki Bim z Zajdmanów, małżonków Lejtman. Małżeństwo to poprzedziły trzy zapowiedzi ogłoszone w synagodze tutejszej w dniach trzeciego, dziesiątego i siedemnastego lutego roku bieżącego. Ślubu religijnego udzielił rabin tutejszy Izrael-Aron Rajewski. Nowożeńcy umowy przedślubnej nie zawarli. Odczytano, przyjęto i podpisano” I tu następują podpisy urzędnika, Chany i Abrama..

Ten dokument, nawet bardziej, niż relacje mieszkańców Solca o czasach minionych, nadawał istnieniu tych ludzi wymiar epicki, tworzył literaturę, Wielką Literaturę o Dziejach, o Losach Ludzi. Gęsia skórka. I tak przez wiele stron. Używany w dokumentach standardowy incypit „działo się…” jest jak wprowadzenie do sagi, do jakiejś prastarej, odwiecznej opowieści. Los tych osób staje się nam jeszcze bliższy.

I kolejne zdumienie, choć mamy tu do czynienia ze zwyczajnymi formułami w administracyjnych dokumentach. Znowu sakramentalne „działo się w osadzie Solec, dnia trzydziestego pierwszego grudnia tysiąc dziewięćset czterdziestego roku.” Jest to „Protokół zakończenia ksiąg stanu cywilnego”, są powołania na stosowne paragrafy i zdanie końcowe: „Żaden nowy akt do tej księgi wniesiony być nie może.” Brzmi jak przepowiednia. Rzeczywiście nowej księgi już nie było, bo nie było na tym świecie ludzi, których można by do niej wpisać.

Podczas badań przytrafiło mi się znów coś niezwykłego. Dość późno dowiedziałem się, że w Solcu, przed wojną istniał zakład fotograficzny. Fotograf zmarł, ale żyła wdowa po nim. Gdy do niej dotarłem okazało się, że właśnie jakieś 2- 3 tygodnie temu postanowiła z synem zrobić porządek. Wszystkie szklane negatywy wywieźli na miejskie wysypisko śmieci w Solcu. Pojechałem tam niezwłocznie, ale nie natrafiłem na żaden ślad szklanych negatywów. Przepadło. Pył, proch. Uczucie czegoś osobliwie symbolicznego. Brak śladów po świecie, który tak niedawno trwał. Czułem, że byłem tak blisko a doświadczyłem czegoś, co wyglądało jak zatarcie faksymili podpisów istniejących kiedyś osób. Jakby znikały też ich imiona i nazwiska i będący śladem istnienia odcisk dłoni pozostawiony na murach ich świata.

Kubiak-Powisle-698

Kubiak-Powisle-711

Kubiak-Powisle-699

Kubiak-Powisle-840

Kubiak-Powisle-710

Kubiak-Powisle-709

Kubiak-Powisle-707

Kubiak-Powisle-705

Kubiak-Powisle-701

Kubiak-Powisle-037

Kubiak-Powisle-038

Kubiak-Powisle-039

Kubiak-Powisle-009

Kubiak-Powisle-010


Poprzednie
Następne