Przejdź do treści

Choroby i lecznictwo ludowe
cz.1

TEKST i FOTOGRAFIE: KRZYSZTOF KUBIAK

Podczas badań zapisywaliśmy nazwy miejscowych chorób i stosowane metody leczenia. Nie było naszym celem medyczne identyfikowanie tych chorób ani wypowiadanie się na temat skuteczności stosowanych terapii. Zebrany zapis przedstawiał wierzenia na temat tradycyjnego lecznictwa i magicznego obrazowania świata. Jednym z głównych sposobów leczenia były zamawiania; specjalne formuły słowne. Niektórzy pamiętali teksty tych modlitewek. Słowo było tu, często, najistotniejszym elementem magicznym. Opowiadano też o lekarzu/znachorze ze wschodu, Stanisławie Chmielnickim. Uzdrawiał tych, których nie podejmowali się leczyć lekarze. Miał podobno czarodziejską księgę. Zapalenie opon mózgowych leczył okładami z twarogu. Miał na pieńku z lekarzami i z księdzem, ale apteka honorowała wystawiane przez niego recepty. Został zabity po wysiedleniu, gdzieś przez Niemców – opowiadano.

 

Zmora

Męczyła w nocy konie. Mogła też uwziąć się na człowieka. By zabezpieczyć konie przed zmorą wieszało się w stajni lusterko. Gdy zmora zobaczyła swe odbicie uciekała z takiego miejsca. Niezawodnym sposobem na pozbycie się zmory było wysmarowanie go całego „cłecym łajnem.”
„Był u nas taki koń, co na nim zmora jeździła w nocy, to nieraz był zgrzany, cholera taki, i ta grzywa popleciona tak, że stry diabeł by nie rozkręcił. Tę grzywę trudno do ładu było doprowadzić. Takie nierychtyk to było, jak warkocz kobiecie splata, ale w podobieństwie do warkocza, bo to się mijało. I zmotany. Ani tam odmotać, ani co. To był jeden ratunek, na kamieniu, na głazie się starło tę grzywę i już dało spokój.”

Urok

„Urok to powstaje tak; czasem naleci taka płaneta. Czasem naleci wiatr. Czasem ktoś oko ma takie nijakie. Uroka to odmawiają po cichu, a to się trzeba nauczyć uroka odmawiać od małych lat.”

„Niektórzy właśnie są tacy urokliwi, że się dostaje boleści. Człowiek robi się chory czy stworzenie też. Nawet tu mówili taki ksiądz był, tu w Solcu, ja go nie znałam, nie za moich czasów to było. A on, ten ksiądz bardzo krzyczał, że ludzie wierzą w uroki. Miał konia bardzo ulubionego i tak ktoś rzucił urok na niego, że ten koń strasznie się wił i nikt nie mógł mu nic poradzić, ale w końcu, że tego konia bardzo lubił, zawołał taką kobietę, co odmawiała tego uroka i że pomogła temu koniowi. Raz jechał we dwa konie i one nie chciały iść dalej. I szła taka kobieta i mówi: „ proszę księdza te konie mają uroka”. A ksiądz na to: „ co pani tu z urokami jakimiś?” Ale wzięły kobiety, poszła jedna do drugiej i odmówiły tego uroka. Konie stanęły jak trusie, jakby nigdy nic. Odmówiły, te konie pokropiły tą wodą, polały. Ksiądz uwierzył w te uroki, ale przedtem jakoś tępił te uroki.”

„Wie pan jak odmawiała urok jedn, taka kobieta? Jak jej się wylęgły gęsi i poszły na trawę? No i przewracają się, zdychają, uroka dostały. Uroka! Jak ona odmawiała? Więc prosiła o wodę święconą a ja stałam przy niej. Tu pod kuchnią palił się ogień. Brała węgiel z drzewa, węgiel drzewiany i wrzucała do tej wody święconej i tak mówiła: „Zdrowaś Mario” i następnie:
Jakżeś spod- znowu trzy Zdrowaś Mario- chłopskiego kaszkieta, idź pod kaszkiet.”
Później pokropiła te gęsiaki tą wodą. No i to się nazywało, że urok odmówiony. Teraz to już w uroki nikt nie wierzy, nikt nie odmawia. Nie pamiętam czy to tym gęsiakom pomogło, ale trochę ich zdechło. Może ich wiatr zawiał, albo co, no ja nie wiem. Ale pokropiła je, kazała później przykryć, żeby się wygrzały, no i przeszło.”

„Na szklanke święconej wody, wągle rzucały jakoś kobiety i tak modliły się. Słyszałam nieraz jak tam mówiły zdrowaśki i coś tam szeptały, nie wiem co, bo po cichu zawsze…i potem jak wągiel poszedł na dół, to znaczy się, że ktoś ten tego uroka…To tak dawniej kobity starsze opowiadały, że jak dziecko ssało we dwa Wielkie Piątki piersi, to że urokliwe było. No bo jak nieraz się dziecko urodziło przed Wielkanocą, potem jeszcze ssało te piersi, bo dawniej to przecież przeważnie piersią karmiły matki, to że będzie takie urokliwe”.
„Bierze się wody i węgla z komina i odmawia się i za każdym razem węgla się puści. Jak węgle toną, to mówią, że pomoże, a jak nie chcą tonąć, to nie pomoże.
„Tylko niektóry taki człowiek jest. O jednym chłopie, to mówili dużo ludzie, że tylko gdzie co zobaczy, zadziwi się, to zaraz trzeba urok odprawiać. Nie każdy tak, tylko niektórzy. ”

Przy ukąszeniu żmii mówiono: ”piochem trzyj, wodą myj i potem Zdrowaś Mario.”
„Jak żmija ugryzła to przypalali gorącym żelazem. Przypalali zaraz jak było świeże. Kawałek żelaza rozgrzali w ogniu i przypalili. To mi mówiła moja babcia o tym, że to pomagało. Co ból miał ten człowiek, to miał, kogo tam ugryzła ta żmija, ale nie umarł. A jeżeli tego nie zrobili, to rzadkością było, żeby kto przeżył. Tutaj u nas to tak żmij nie było…, ale czasem się trafiały.”

Czarownice

Czarownice dawniej odbierały krowom mleko. Były to kobiety, o których mówiono, że mają bardzo dużo mleka, śmietany i masła, choć ich krowy wyglądały mizernie. Wierzono, że osiągają to w wyniku czarów.
„ Jak przed wschodem słonka żeśmy we dwie nad Wisłę krowy gnały, teraz nikt nie pasie, ale dawniej to tak, to taka jedna wyskoczyła na drogę i zbierała tą ziemię spod kopyt i tak podołek z tą ziemią cap, cap, cap… to mówili, że ona czarowała. Raz cyganka przyszła do mamy wróżyć i chciała śmietany, a mama, że nawet sama nie je, bo wcale nie ma śmietany. A ona mówi „bo pani śmietanę zabrała czarownica”. I ja pani powiem- niech pani wykopie pod progiem i tam będzie zakopana podkowa, końska…i wziąć te podkowę , aby wykopać i powiesić na drzwiach i będzie zaraz śmietana. I tak było. Poszli mama, odkopali, była ta podkowa zakopana, no i wyjęli te podkowę, powiesili na drzwiach i wisiała. I później ta krowa miała trochę lepsze mleko. Nie miała tak dużo śmietany, ale lepsze miała. Tak gadały, że czarownica tak zrobiła, ale czy ja wiem, panie….dawno to ludzie tak wierzyli. Opowiadali, że jak od czarownicy kupił kto ser, to że mu się znikł ten ser, w gówno się przemienił, ale czy to prawda panie, to ja nie wiem, bo ja to nie pamiętam tego.”

„Ojciec opowiadał, że dawniej były takie czarowniki, te owczarze to one umiały czarować. I jak ktoś miał złość na tego, dajmy na to, młynarza, to że mu szczury nasłał do tego młyna. I było tyle szczurów, że przecież nie mogło tak być. Tak te szczury były w tym młynie. I potem chodził taki podróżny i oni mu mówią ten młynarz, że tyle szczurów mają. I on ileś tam chciał, żeby mu zapłaciły, to on wyprowadzi te szczury. I wie pan, że wyprowadził i zapłaciły mu, i tak te szczury szły wodą, że aż czarno było. Wszystko z tego młyna wychodziło, jak on coś poszeptał. Coś tam szeptał no i mówił, ale nie wiem co, a te szczury tak wychodziły i na wodę, i tap płynęły wodą, i popłynęły, i potem nie miały szczurów w tym młynie. A szczury popłynęły tam gdzieś do drugiego młyna, bo to dawniej tak na wodzie były młyny.”